Inspiracje

19.5.10


Cały czas choruję i to, jak wyglądam, raczej nie nadaje się do obfotografowania :), więc w tym poście posłużę się nieswoimi zdjęciami.

Karolcia słusznie zauważyła, że nie wyłożyłam jeszcze "metodologii" bloga :). Leżąc w łóżku w ostatnich dniach zastanawiałam się, jakbym nazwała swój styl, poza tym, że jest "mój" :) (rzeczywiście często zdarza mi się słyszeć od znajomych, że widział kogoś ubranego w "moim" stylu, albo gdzieś na wystawie dojrzał "moją" sukienkę). Myślę, że określenie go jako oswojone lata 50-te będzie najtrafniejsze, bo sukienki i spódnice, które noszę, nie dochodzą jeszcze do takich rozmiarów, jak w tamtych czasach... Choćbym bardzo chciała nosić takie rzeczy. Gdzie je można jednak dzisiaj dostać? No i jak by to wyglądało na ulicy?... I tak już się rzucam w oczy :P. A, mimo wszystko, nie chcę dojść do totalnej przesady i kompletnego oderwania od rzeczywistości. Każda rzecz ma swój stosowny czas i miejsce, i moim zdaniem na tym polega elegancja. A to coś ekstra, coś ponad to, co zwykłe, ale nie coś wybałuszonego i kabaretowego, to właśnie osobisty styl :).

To, jak się ubieram, wynika w ogromnej mierze z tego, jak wyglądam. Tak się cudownie składa, że styl lat 50-tych został stworzony dla takich sylwetek, jak moja - chuda talia, a reszta niekoniecznie.

Parę inspiracji:



Ta pani jest bardzo chuda i ma niesamowicie długą szyję. Cała jest jak przecinek. Ale ta sukienka... I te rękawiczki... Cudo.

Tutaj coś codziennego. Wydaje mi się, że niektóre moje codzienne stylizacje coraz bardziej przypominają to, do czego dążę:


A to? Te panny wyglądają jak studentki college'u, które wyszły się obfotografować na koniec roku. Wyglądają jak z "Uśmiechu Mony Lizy", o którym pisałam w marcu :). Bluzki z bufkami są urocze, ale może niekoniecznie dla mnie, spódnice biorę wszystkie! Razem z paskami!





A to można by ubrać do ślubu. Zresztą jakiś czas temu w salonie z sukniami ślubnymi obok naszego domu widziałam sukienkę idealną - rozkloszowana spódnica do kolan, w talii pasek, góra skromna i niewygolona, jakbym wychodziła za mąż, to taką właśnie sukienkę bym założyła. No, chyba, że mój przyszły mąż baaardzo chciałby widzieć mnie w długiej sukni. A jeśli w długiej, to tylko w takiej, jak ta pani na drabinie :) :



A tamta sukienka byłą podobna do tej, w której jest Audrey, tylko spódnica nie była AŻ TAK (ech...) szeroka. I sukienka była odrobinę krótsza (to akurat dobrze dla mnie :)):



To też może być na wesele :). Jestem w temacie, bo w tę sobotę się gdzieś bawiłam. Trudno znaleźć dziś odpowiednią okazję dla długiej sukni. Jestem w tej szczęśliwej sytuacji, że takie sytuacje przytrafiają mi się stosunkowo często i stopniowo wzbogacam swoją garderobę też o takie rzeczy. Kto wie, może następną suknię zamówię u krawca według poniższego modelu :) ?




Na koniec klasyka klasyk. Od 1947 roku nieustanna inspiracja dla kobiet, źródło marzeń, tęsknoty i westchnień...


Inne w tym stylu

1 komentarze

  1. Tak jest! Porządna metodologia pozwala dobrze pracować. I - jak widać - dobrze się ubierać ;-).

    OdpowiedzUsuń

Popularne posty

Kontakt

Zapraszam do kontaktu! :)

gdybyspodniniebylo@gmail.com