Dlaczego warto być szafiarką?
24.8.10Kilka tygodni temu robiłyśmy z mamą porządek w szafie. Zamiast wyrzucić minimum dwie torby ciuchów, wynalazłyśmy dawno nienoszone cuda, które po niewielkich zmianach można znów założyć. W efekcie końcowym miejsca na półkach zrobiło się niewiele więcej, za to do stosiku ubrań używanych i lubianych dołączyło kilka nowych-starych. Przynajmniej zrobiło się więcej miejsca dla ciuchów nienoszonych ;).
Jedną z tych zdobyczy-z-dna-szafy jest sukienka, którą dziś prezentuję. Wprawne oko zaraz zauważy, że to nie żadna sukienka, tylko najzwyczajniejsza długa spódnica. Rzeczywiście, dawno, dawno temu kupiłyśmy ją z mamą w sklepie indyjskim, który już nie istnieje (ale dobrze pamiętam, gdzie był - niedaleko szkoły muzycznej :)) i jakiś czas nosiłam ją jako spódnicę. Chodziłam do gimnazjum i, jak na grzeczną panienkę przystało, byłam wstydliwa i miałam kompleksy, krępowała mnie więc przejrzystość i lekkość materiału, z którego spódnica jest uszyta. Wydawało mi się wtedy, że na pewno widać przez nią całe moje nogi. Spódnica wylądowała głęboko w szafie, gdy przekładałam ją co jakiś czas z półki na półkę i próbowałam na sobie, stwierdzałam, że jestem już na nią za wysoka i ma niekorzystną długość do połowy łydki, więc odkładałam ją z powrotem.
Spódnica czekała na ponowne odkrycie aż do tego lata. Bycie szafiarką i śledzenie blogów zdecydowanie popłaca, bo nasuwa różne ciekawe pomysły na odświeżenie odzieży. U kogoś podpatrzyłam noszenie długiej spódnicy jako sukienki i spróbowałam, czy z tą moją nieszczęsną turkusową też by się nie dało... Okazało się, że jak najbardziej, to odkrycie zaowocowało innymi i w ten sposób zyskałyśmy z mamą 5 nowych sukienek zamiast 5 starych spódnic, które wylądowałaby w koszu.
W takich chwilach można poczuć się prawdziwą szafiarką - odkrywa się stare rzeczy we własnej szafie i czyni się je nowymi :)! Każdemu życzę takich udanych porządków :).
W tle kolejne bydgoskie miejsce - muszla koncertowa w parku Witosa, miłe miejsce, które wiosną i latem ożywa kulturalnie. Cały czas brzmi mi w pamięci koncert Grzegorza Turnaua, który dał trzy lata temu na tej scenie, porządny, długi koncert z wieloma bisami, zupełnie za darmoszkę... Lubię moje miasto :).
Muszę nadmienić jedno słówko o kolczykach. Dostałam je w prezencie od mojej przyjaciółki na początku tych wakacji i bardzo mi się podobały, ale nie wiedziałam, do czego będę mogła je zakładać. Okazało się, że kolorystycznie i stylistycznie idealnie pasują do turkusowej sukni :).
Spódnicę można podpiąć z boku...
...i powstają wtedy latynoskie falbany spływające do kolan :).
A to moje fiu-bździu na głowie:
sukienka - nieistniejący dziś sklep indyjski na Gdańskiej
sandały - Deichmann
pasek - sh
aksamitka - handmade
kolczyki - prezent
sandały - Deichmann
pasek - sh
aksamitka - handmade
kolczyki - prezent
6 komentarze
Świetnie wykorzystałaś tę spódnicę, szkoda gdyby się marnowała - ma piękny kolor i jest bardzo delikatna. Do twarzy Ci w niej:) Miałam bardzo podobną, którą znosiłam na śmierć. Nie prześwitywała ;)
OdpowiedzUsuńTeż w podobny sposób noszę spódnice, ładne kolczyki;)
OdpowiedzUsuńZauważmy, że kolor spódnicy jest tak intensywny, że wszystko przy niej blaknie:)Haa, i nie wiedziałam, że koncert Turnaua był już 3 lata temu, czasie, dokąd tak pędzisz?
OdpowiedzUsuńpiękna sukienka wyszła!!!a te kolczyki...cudo...:))
OdpowiedzUsuńjak ja żałuję tylu wyrzuconych ciuchów...ale co zrobić...ogranicza mnie własna szafa;)
Piękna jest ta spódnico-sukienka ;) Kolor, wzory, wszystko mi się w niej podoba! Niezłe cudo znalazłaś! :)
OdpowiedzUsuńładnie to wygląda :)
OdpowiedzUsuń